Kilka dni temu na wieczornym spacerku Avisek złapał polną myszkę i bawił się z nią niczym prawdziwy kot. Uratowała życie, przynajmniej na chwilę, tyko dzięki temu, że nadjeżdżała ciężarówka i ściągnąłem go na pobocze, a mysz smyrgnęła przed drogę tuż przed kołami. Wczoraj jednak dzięki Aviskowi udało mi się pierwszy raz w życiu dokładniej obejrzeć kunę, którą zagonił na przydrożne drzewo (na smyczy był, żeby nie było). Niestety, moje lenistwo zostało ukarane i z braku aparatu tylko fotka z komórki na pamiątkę została.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wyraź swoje zdanie w komentarzu.